Jan Tutaj RATIO rzeźba_obiekt_rysunek – wystawa retrospektywna
Jan Tutaj RATIO rzeźba_obiekt_rysunek – wystawa retrospektywna
Wernisaż wystawy odbędzie się 14 kwietnia 2016 r. o godzinie 18.00 w Białej Galerii CENTRUM.
Kurator: Joanna Gościej-Lewińska
Jan Tutaj
Urodzony 26 sierpnia 1969 roku w Jaśle. Absolwent Wydziału Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. W roku akademickim 1993/94 staż studyjny na Akademie der Bildende Knste w Norymberdze. Dyplom z wyróżnieniem w pracowni prof. Józefa Sękowskiego w 1994 roku. Stypendysta Ministra Kultury i Sztuki (1993), w roku 1999 otrzymał także Stypendium Twórcze Miasta Krakowa. Pracownik naukowo-dydaktyczny macierzystego wydziału, równocześnie pełni funkcję Prorektora ds. Młodzieży ASP. Zajmuje się rzeźbą, medalierstwem i rysunkiem. Prace prezentował na siedmiu wystawach indywidualnych, m. in. w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, BWA w Bydgoszczy, CSW SOLVAY w Krakowie, Galerii „Dziennika Polskiego” w Krakowie. Uczestniczył w kilkunastu wystawach i pokazach zbiorowych w kraju i za granicą, m.in. w Lyonie (Francja), Ronneby (Szwecja), Norymberdze (Niemcy), Seixal (Portugalia), Colorado Springs (USA), Brienz (Szwajcaria), Sakaide (Japonia), Tampere (Finlandia), CRP w Orońsku, Krakowie, Bydgoszczy, Radomiu, Ostrowcu Świętokrzyskim, Zabrzu, Tarnobrzegu, Nowym Sączu, Zamościu, Wieliczce. Brał udział w wielu ogólnopolskich konkursach rzeźbiarskich, m.in. w Gdańsku, Bydgoszczy, Radomiu, Poznaniu, Warszawie, Przemyślu, Zamościu, w których został laureatem nagród i wyróżnień. W roku 2009 zdobył I nagrodę w otwartym konkursie na Pomnik Jana Matejki w Krakowie (do realizacji) . Zrealizował m.in. pomnik „Synom Ziemi Sanockiej Poległym i Pomordowanym za Polskę” w Sanoku i „Pomnik Sybiraków” w Augustowie (zespól) . Uczestniczył w kilku międzynarodowych plenerach rzeźbiarskich w Austrii, w Szwajcarii i Turcji.
Jan Tutaj i jego machiny poznawcze
Odkąd zobaczyłem pierwsze prace Jana Tutaja, a było to już sporo lat temu, dostrzegam, że rządzi nimi jakaś niezmienna formuła, jakby genetyczny kod, pozwalający rozpoznać z łatwością ich swoistość pośród wielu innych. Istota tego kodu tożsamości zasadza się na czterech faktorach: kierunku, wymiarów, materii i rytu.
Niezależnie od użytych materiałów i podjętych zabiegów kompozycyjnych, od sposobu kształtowania form, rodzajów powierzchni i ich wzajemnych relacji, energetycznych napięć, współbrzmień, wszystko, co robi w swoich pracach Jan Tutaj, egzystuje wokół pionowej osi. Zasada ta zdaje się być obecną nawet w realizacjach o wyraźnie poziomych proporcjach. Chyba bez wyjątku nitki znaczeń osnute są wobec relacji tego, co Górne i tego, co Dolne. Piszę te dwa określenia z dużej litery, gdyż nie chodzi tutaj o to co ulokowane jest wyżej lub niżej, ale o uniwersalia określające rodzaj mentalnej geometrii przestrzeni jego dzieł. Taki układ prawideł w oczywisty sposób różnicuje semantyczną zawartość wymiarów i kierunków. Niezależnie od ostatecznych decyzji co do proporcji, wielkości i kierunków jakie harmonizują wszystkie prace Tutaja, to co wzajemnie lokuje się nad – pod, ponad – poniżej, na wierzchu – pod spodem, relacje pionowe w szczególny sposób tworzą artystyczną narrację wzajemnych zależności i wynikania.
Chyba najdobitniej unaocznia się ta zasada w pracach z cyklu „IN_OUT” z lat 2013 – 2016, a wśród nich w „IN_OUT 2”, w której podwieszony, betonowy blok swoim ciężarem rozrywa zatopione w nim rulony miękkich materiałów. Natomiast horyzontalne wymiary szerokości i grubości zdają się być w tym przypadku li tylko rudymentarnie pasywną koniecznością, a nawet ustępstwem wobec wszelkiej materii, która nie chce ujawnić się bez trzech wymiarów. Inaczej mówiąc, idee Tutaja, w swojej intelektualnej proweniencji, są pionowe, i gdyby nie konieczność ich materialnej wizualizacji, w wielu przypadkach obyłyby się bez trzeciego wymiaru. Spacerując pomiędzy tymi rzeźbami, niekiedy mam wrażenie, że podlegają one zasadom Ptolomeuszowego modelu kosmosu.
Odniesienie do świata myśli średniowiecznej zdaje się być w tym przypadku o tyle zasadnym, że, tak jak w ówczesnym świecie, u Tutaja fundamentalnym prawidłem kształtującym przestrzeń, koniecznym i wystarczającym, jest zasada hierarchiczności intelektualnych istnień, a ich materializacje są li tylko ich imitacją, skazaną na niedoskonałość. Wiem, że kark można skręcić pisząc, iż rzeźbiarz nie potrzebuje trzeciego wymiaru. A jednak. Chociażby przykład prac Alberto Giacomettiego pozwala twierdzić, że dawno już dobrzy rzeźbiarze przestali być biernymi odtwórcami trójwymiarowości i potrafią, żonglując wymiarami, wymykać się spod panowania Euklidesa. Parafrazując powiedzenie Pablo Picassa W sztuce dwa plus dwa zawsze daje pięć, a nie cztery, powiem, że dobrej rzeźby nigdy nie da się opisać w trzech wymiarach, a raczej w czymś na kształt fraktalnej geometrii o ułamkowej ilości wymiarów, jak 3,76 czy 2,99. Karkołomność? A postaci Giacomettiego? Ile mają wymiarów? Powiedzieć, że trzy, to znaczy nic nie powiedzieć.
Podobnie, jak z ilością wymiarów, trzeba rozważyć kwestię materialności. Z pracami profesora Jana Tutaja jest trochę tak, jak ze średniowiecznym myśleniem o muzyce, która, śladami pitagorejskiej idei sfer, była traktowana przez ówczesnych, jako czysto intelektualny, duchowy porządek, niesłyszalny dla ludzkiego ucha, a jego instrumentalne realizacje były co najwyżej poślednią ich imitacją. Nie zdziwię się, jeśli ktoś czytając te słowa ponownie zarzuci mi obrazę rzuconą w twarz rzeźbiarzowi. Czyż bowiem praca w miłosnym splątaniu z materią nie jest istotą rzeźbiarskiej drogi twórczej? Powiedzieć rzeźbiarzowi, że materialność jego prac jest piękna, ale uchybia ich doskonałej formie istnienia, zakrawa na potwarz. Nie chodzi tu jednak o lucyferyczną mrzonkę o doskonałości bezwzględnej, ale o życiodajne napięcie pomiędzy czystym bytem inteligibilnym, a jego widzialną reprezentacją. Materialność rzeźb, ta ekspresywna, podobnie jak w kwestii ilości wymiarów, w wielu przypadkach wymyka się prostemu przyporządkowaniu.
Gdy w salach fundacji Pierra Gianaddy w Martigny stanąłem przed małymi aktami Augusta Rodina, a przede wszystkim jego Niżyńskim, zrozumiałem, że choć lepione w glinie i odlewane w brązie, zdają się być niematerialnym, rozedrganym ołówkowym szkicem, wolnym do ciężaru. Podobnie, w Oranżerii Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, spacerując pomiędzy pracami Bolesława Biegasa, ujrzałem oniryczne wizje, choć lane w gipsie, to jakby utkane z dymu.
W przypadku snucia namysłu nad pracami profesora Tutaja, również koniecznym jest położenie nacisku na rodzaj ich semantycznej materialności. Jawnym jest bowiem, że rzeźbiarski materiał nie pozostaje tu pasywnym tworzywem poddawanym obróbce, mającym tyle do gadania, co, nie przymierzając, powierzchnia białej kartki przyjmującej w siebie rysunek. Autor traktuje materie, w których tworzy, jak żywioły konstytuujące wszechświaty. Popatrzmy. W „Rytuałach” (2009) mamy żywioły wody, popiołu, soli, oleju i wosku oraz pięć stalowych obiektów, tworzących konstelację, czyli „współgwiezdność”. To jedna z najbardziej kosmogonicznych prac Tutaja. W pracy „15×5” (2007), świat stworzony jest z żywiołu drewna, lustra i białej mazi gruntu. W przypadku „IN_OUT 4” są to żywioły kości, smoły, i stali i drewna.
Rzeźby i obiekty Jana Tutaja często sprawiają wrażenie rytualnych maszyn nieznanego obrządku. W przypadku prac „Rytuały II” (2015 – 2016) oraz „Studnia” (2003) są to misy wypełnione płynami. Praca „Simulacrum/Speculum” (2009) przypomina lustrzane schody prowadzące donikąd, wstępujące do niebios, zstępujące w otchłań, „Simulacrum” z 2010 roku oraz „Speculum” z 2008, przypominają spowiednie-klęczniki, w których możemy się przyjrzeć samym sobie. W pracy „Furta” (2007) pojawia się motyw bramy, drzwi donikąd, przez które przechodząc, na ułamek chwili widzimy swoje odbicie w lustrzanych powierzchniach wewnętrznych ścian framugi. A może są to raczej instrumenty badawcze do odkrywania własnej natury? Przecież tak często autor stosuje lustra lub polerowane powierzchnie, w których, chcąc, nie chcąc, się przeglądamy. Czyżby były to gnostyczne narzędzia służące zbawieniu poprzez nabywanie tajemnej wiedzy o samym sobie? Kajetan Młynarski niedawno napisał w jednym ze swoich esejów:
Dawne opowieści powiadają, że mało kto potrafi popatrzyć w lustro, po prostu w lustro i zobaczyć tam to, co ono naprawdę pokazuje. To osiągnięcie zarezerwowane dla oświeconych mistrzów. Wszyscy pozostali patrzą w lustro społeczne, nawet gdy przeglądają się w najzupełniej poczciwym zwierciadle fizycznym. „Czy dobrze wyglądam?” Zaraz, zaraz, przecież lustro fizyczne nie zna takiego pojęcia, bo nie zna żadnego. Nieporuszone odbija wszystko, pojęcia patrzącego także, a raczej on sam je odbija przy jego (mniemanej) pomocy, przegląda się w uwewnętrznionym (zinternalizowanym) lustrze społecznym, zwierciadle mody, krytyki, sztuki, religijności, politycznym. Jest tych luster doprawdy sporo i wszystkie są narzędziami Nemezis testującymi patrzącego.
Myślę, że w pracach Jana Tutaja jest wiele z tego uporczywego testowania ludzkiej kondycji. Robi to poprzez stawianie samego siebie i nas wszystkich przed zwierciadłem sztuki, która jest zdolne ujawnić, choć nie wszystkim, ich prawdziwy obraz. Jest w tych dziełach pochwała gnostycznego w swojej naturze mozołu podejmowanego przez człowieka na drodze do samopoznania. Jest też w nich zawarta nieokiełznana pasja wiecznie zadziwionego alchemika, mieszającego substancje w retortach i zderzającego ze sobą przeciwieństwa w nadziei na uzyskanie, chociażby wymuszonego, balansu świata.
Andrzej Bednarczyk
Poniedziałek, 21.03.2016
GALERIA CENTRUM
tel. 12 644 02 66 wew. 25
e-mail:galeria@nck.krakow.pl