Ciało badaczki – dziennik afektywny – Anna Majewska. 4. Krakowski Festiwal Tańca

Ciało badaczki – dziennik afektywny – Anna Majewska. 4. Krakowski Festiwal Tańca

Hasło festiwalu – „widok z bliska” – skierowało moją uwagę na sposoby odbioru choreografii, które pozwalają zbliżyć się do tkanki przedstawienia. Dla mnie są to na ogół wrażenia cielesne i emocjonalne, o których rzadko wspomina się w tekstach naukowych, chociaż wpływają bezpośrednio na proces badawczy. Dzieje się tak, bo pisanie o własnych afektach wymaga negocjacji ze standardami nowoczesnego uniwersytetu, które oddzielają wiedzę naukową od wiedzy ucieleśnionej. Opozycja ta jest wprawdzie fikcyjna, ale podtrzymujące ją normy mają realny wpływ na ewaluację pracy badawczej. I dlatego, choć o sztuce myślimy ciałem, to ciała badaczek często znikają z książek i artykułów.

Afekt – jak pisał Brian Massumi – to ucieleśniona siła, która wymyka się dyskursywizacji. Trudno go więc opisać, a jeszcze trudniej dokonać tego w wąskich ramach tekstu naukowego. Dlatego narracje o cielesnych doświadczeniach odbiorczych często stają się tkanką obcą w wysuszonym korpusie teorii, analizy i interpretacji. Żeby włączyć ciało w badawczą opowieść i nie zawalić doktoratu, trzeba szukać języka, który zarazem wypływa z doświadczenia i spełnia kryteria naukowości. Uniwersytet nie daje jednak narzędzi i bezpiecznej przestrzeni do takich poszukiwań. Pisząc o własnym ciele, można narazić się na zarzut o nienaukowość, a nawet egzaltację i śmieszność.

W pisaniu o afektach łatwiej więc ćwiczyć się poza uniwersytetem – tam, gdzie myślenie ciałem jest mile widziane. Jednym z takich miejsc jest KCC, dlatego bardzo mnie ucieszyło zaproszenie do napisania tekstu towarzyszącego Krakowskiemu Festiwalowi Tańca. Przy tej okazji chciałam poszukać narzędzi, które pomogłyby mi na bieżąco obserwować i dokumentować własne doświadczenia odbiorcze. Zamiast relacji z festiwalu zaproponowałam więc organizatorkom dziennik afektywny – surowy zapis procesu (samo)badania. Oglądając spektakle festiwalowe, przyglądałam się reakcjom swojego ciała, a potem notowałam spostrzeżenia. Powstałe w ten sposób zapiski koncentrują się na doświadczeniach afektywnych – nie ma w nich analizy przedstawień, a szczątkowe interpretacje wynikają bezpośrednio z namysłu nad procesami cielesnymi. Nie wszystkimi notatkami odważyłam się podzielić – część uznałam za zbyt osobistą, a nie chciałam ich przycinać i przesadnie redagować, bo zależało mi na publikacji materiału w surowej, fragmentarycznej formie. Chciałam w ten sposób uwidocznić proces myślenia ciałem (albo zmagania się z nim) podczas pierwszych, koślawych prób opisu doświadczeń afektywnych.  

 Dziennik miał być dokumentem aktualnych stanów cielesnych, więc starałam się notować na bieżąco, od razu po pokazie albo następnego dnia rano. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że każda z tych notatek została napisana trochę inaczej, jakby ciało za każdym razem podpowiadało inną poetykę, która pasuje do jego obecnego stanu. Zdarzyło się też tak, że nie dostałam żadnej podpowiedzi, a wtedy do pisania przymierzałam się długo, z trudem szukając odpowiednich słów i starając się odświeżyć pamięć cielesną. Co ciekawe, w notatce powstałej w ten sposób chętniej sięgam po teorię, za to rzadziej po metaforę. Mam wrażenie, że im więcej czasu mija od spektaklu, tym bardziej język opisu staje się linearny i statyczny.   

Pisanie dziennika afektywnego było dla mnie nie tylko ćwiczeniem w pisaniu, ale też sposobem „patrzenia z bliska” na praktyki choreograficzne i siebie samą w relacji z nimi. W czasie tej praktyki próbowałam zmierzyć się z wyobcowaniem wobec własnego ciała w odbiorze choreografii i ćwiczyć uważność wobec niego. Dzielę się dokumentacją tego procesu jako czymś niedokończonym, otwartym, niekonkluzywnym, ale – mam nadzieję – zapraszającym do współmyślenia.

Notatka z Insectum in… Krakow Terezy Ondrovej i Silvii Gribaudi

4.08.2024, 21:19

Jeśli śmiech jest ruchem, to ruszam się razem z Terezą i Silvią. Moje ciało wibruje od śmiechu jak pszczoła w locie. Czuję się lekka i lekko przechodzę przemianę, do której zapraszają mnie performerki. Podążam za nimi, szukając w sobie tego, co więcej-niż-ludzkie.

Jak znaleźć ciało owada we własnym ciele? Śmiej się – proponuje Silvia. Śmiech wyciąga spod mojej skóry coś obcego, co zawsze we mnie siedzi, choć na co dzień nie czuję jego obecności. Teraz to ono przejmuje kontrolę, wprawiając moje ciało w ruch. Obce wewnątrz mnie jest lekkie, szybkie, intensywne. Napełnia mój brzuch powietrzem. Pod jego wpływem rozszerzam się – jestem coraz większa i coraz lżejsza. Teraz zmieści się we mnie cały rój obcych. Moje ciało dziwaczeje i potwornieje, zapominając o dyscyplinie, którą zwykle na nie nakładam. Jest mi dobrze.

W jakim rytmie brzęczy pszczoła? Czy jeden rytm może poruszać różnymi ciałami – owadzim i ludzkim? Jak spotkać się we wspólnym rytmie? Ta-da ta ta ta ta-ta. Sweet dreams are made of thiii-iiis. Kołyszę się miarowo i tupię do taktu. Osoby wokół mnie porusza ten sam beat. Bujamy się razem i czuję, że jestem tu mile widziana. Moje ciało może tu bezpiecznie dziwaczeć. Czas płynie leniwie, a ja unoszę się na jego powierzchni lekko, pewnie i swobodnie. Staję się uważna, zwrotna, gotowa w każdej chwili zmienić tempo i kierunek lotu.

Wracając ze spektaklu, wciąż czuję w sobie lekkość. Idę teraz w nowym, obcym rytmie. Zastanawiam się, jak go zapamiętać, zapisać w mięśniach i zachować na dłużej.

Notatka z Błogo Ramony Nagabczyńskiej, cz. 1

5.08.2024, 23:13

Po spektaklu czuję na raz wiele sprzecznych rzeczy – to jeszcze nie konkretne emocje, a dopiero rozproszone w ciele intensywności, których nie umiem nazwać. Chcę pobyć z nimi sam na sam, więc wychodzę z teatru szybkim krokiem, żeby nie musieć z nikim gadać. Idę do hotelu, otwieram laptopa i próbuję notować, ale nie umiem opisać tego, co się we mnie dzieje.

Notatka z When the Bleeding Stops Lovísy Ósk Gunnarsdóttir

7.08.2024, 13:46

Jest coś takiego między nami, czym chcę się zaopiekować. Mam wrażenie, że jestem odpowiedzialna za utrzymanie kruchego, wspólnego dobra, które ktoś powierzył mi w zaufaniu. Pod wpływem tego uczucia wyciszam się i koncentruję na monologu Lovisy, mocniej z nią współodczuwam. Wydaje mi się, że wszystkim udziela się podobny stan skupionej empatii. W tej atmosferze mogłabym nazwać wiele rzeczy, które trudno mi wypowiedzieć na co dzień. Ciekawe, co pozwala jej zaistnieć? Może to sposób, w jaki Lovisa opowiada i zaprasza do słuchania – coś w tonie głosu albo w uśmiechu. A może to ten festiwal jest przyjaznym miejscem do zwierzeń (czy w innej przestrzeni byłabym równie otwartą słuchaczką?). A może dzisiaj to ja przyniosłam w sobie do teatru coś cichego i miękkiego, co umożliwia bliski kontakt z tkanką opowieści.

Szukam odpowiedniego języka, żeby opisać doświadczenia z drugiej części performansu. Myślę o „wzruszeniu”, ale to kłopotliwe słowo. Zwykle wstydzę się go używać. Wstydliwe słowa potrafią być jednak bardzo trafne, a „wzruszenie” dobrze określa trudny do opisania stan afektywny. Kiedy się wzruszam, porusza się we mnie coś, co było wcześniej statyczne – jakaś intensywność przemieszcza się w moim ciele, przesuwa w stronę gardła, napiera na oczy i wyciska łzy. Ten ruch przemienia moje ciało, sprawiając, że doświadczam świata inaczej niż zwykle. Wzruszenie jest więc formą transformacji. W tym sensie wzrusza mnie sposób, w jaki Lovisa dzieli się przestrzenią, zapraszając do współpracy inne kobiety w okresie menopauzy. Obserwuję, jak opowieść artystki toruje drogę historiom innych osób, żeby w finale ustąpić im miejsca, a w międzyczasie coś się we mnie porusza, przemieszcza, zmienia i przez chwilę obce osoby na scenie wydają mi się bardzo bliskie.

Notatka z MOS Ioanny Paraskevopoulou

10.08.2024, 9:15

Czasem nie mogę skupić uwagi na spektaklu – nawet tak ciekawym jak ten – bo jestem zanurzona w drobnych cielesnych usterkach i rozmyślaniach o rzeczach, które powinnam zrobić w przyszłości albo powiedzieć w przeszłości. Głupio się przyznać, że nie raz najsilniejszym uczuciem, jakie wynosiłam z teatru, był ból pleców albo lęk przed niezręcznym small talkiem w foyer. O tych doświadczeniach odbiorczych rzadko się pisze, chociaż one też kształtują naszą recepcję spektaklu.

Tym razem jest podobnie. Siadam na podłodze w pierwszym rzędzie i nie jest tu najwygodniej. Patrzę na scenę, ale obrazy i dźwięki dochodzą do mnie jak przez mgłę, myślami jestem gdzieś indziej. Chyba za bardzo się wiercę. Czy moja noga w tym miejscu nikomu nie przeszkadza? Przesunę ją. Nie, to był zły ruch, teraz jest gorzej. Pocę się. Mam nadzieję, że osoby obok mnie tego nie czują. Wyliczam w myślach wszystkie maile, które powinnam wysłać. Stop! Na dłuższą chwilę koncentruję uwagę tylko na scenie, ale potem znów odpływam w drobny dyskomfort i codzienne lęki. Moje skupienie na zmianę wyostrza się i rozprasza. Odbieram przez to choreografię fragmentarycznie, ale mam wrażenie, że ten tryb uważności też jest ok, a nawet mieści się w ramach przedstawienia, podąża za jego rytmem i sekwencyjnością.

Notatka z Błogo Ramony Nagabczyńskiej, cz. 2

23.09.2024, 12:50

Wracam do notatki po długiej przerwie i nadal brakuje mi słów. W końcu zaczynam od tego, z czym przyszłam na spektakl – od lęku. Ciąża zawsze wydawała mi się groźną inwazją. Wyobrażam ją sobie tak: w moim ciele zagnieżdża się obcy, który może mnie zabić na wiele sposobów – rozerwać od środka, zmiażdżyć organy wewnętrzne, doprowadzić do zakażenia, wykrwawienia i tak dalej. Może brzmi to przesadnie, ale mój lęk nie bierze się znikąd. Mam endometriozę i mieszkam w Polsce – bez dostępu do bezpiecznej aborcji – więc ciąża jest dla mnie potencjalnym zagrożeniem życia. I chociaż wiem, że może też być czymś więcej, to nie potrafię wyobrazić sobie całej złożoności tego doświadczenia, bo strach podsuwa mi tylko sceny z body horrorów i wiadomości o zgonach kobiet, którym odmówiono opieki medycznej.

To moje afektywne imaginarium – zdominowane przez lęk – komplikuje się w czasie spektaklu. Nagabczyńska cytuje, przetwarza i przekracza kulturowe dyskursy o ciąży, które kształtują moją – i nie tylko moją – wyobraźnię. Na ogół wiele z nich mnie wkurza albo przeraża i wprawia w bezsilność. W czasie spektakluprzeżywam na nowo te uczucia, ale tym razem wkrada się w nie coś nowego.

Ciąża, zlepiona ze strzępków sprzecznych emocji, obrazów, skojarzeń i narracji, staje się w performansie Nagabczyńskiej dziwnym. Mark Fisher nazywa tak fenomen afektywny, który dezorientuje, zawiesza ustalone porządki symboliczne i emocjonalne, mieszając nam w umysłach i ciałach. Dziwość ciąży w Błogo przejawia się w jej ambiwalencji, we wrażeniu, że składające się na nią jakości nie pasują do siebie. Noszenie obcego ciała w swoim ciele jest naprawdę bardzo dziwne – naraz potworne i przyjemne, emancypujące i ograniczające, wstrętne i piękne.

Pod wpływem dziwnego, przeżywam na nowo swój strach, ale tym razem nie paraliżuje on mojej wyobraźni. Dziwne toruje we mnie drogę dla innych emocji. To, co czuję teraz, jest bardziej niejednoznaczne i mniej obezwładniające niż lęk. Pod wpływem tych afektów próbuję przemeblować swoje imaginarium. Przez chwilę mogę wyobrazić sobie ciążę jako coś więcej  niż zagrożenie życia – źródło przyjemności i emancypacji, proces poznawania i przekraczania siebie, doświadczenie wielości, siłę, która wprawia w ruch zmiany i daje początek nowym światom. To nie ja powinnam bać się tej siły.

4. Krakowski Festiwal Tańca odbył się w dniach 3 – 9 sierpnia 2024 roku.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego, w ramach programu „Taniec”, realizowanego przez Narodowy Instytut Muzyki i Tańca.

fot. Klaudyna Schubert 

Dodaj komentarz