Nowa Huta – najmłodsza siostra Krakowa

Wystawa fotografii Adama Gryczyńskiego

Wystawa czynna: 26 marca – 15 listopada 2010 r., skwer przed NCK

Lokalizacja Nowej Huty w 1949 r. na urodzajnych ziemiach położonych zaledwie 10 km od centrum starego Krakowa do dziś budzi żywe emocje. Dla jednych nowe miasto i kombinat metalurgiczny na zawsze pozostanie przekleństwem systemu komunistycznego degradującego rolę Krakowa jako ośrodka kulturalnego i zabytkowego, dla innych zaś szansą na lepszy start życiowy i awans społeczny. Dwudzielności tych ocen prawdopodobnie nie uda się już uniknąć. Odpowiedzialność za przeoranie struktury społecznej Krakowa i katastrofę środowiska naturalnego słusznie została przypisana powojennym decyzjom politycznym, choć niektórzy wskazują także na ważne motywy gospodarcze i ekonomiczne. Padają różne argumenty, ścierają się poglądy i postawy. Jednak dziś, gdy od rozpoczęcia budowy Nowej Huty dzieli nas już odpowiedni dystans czasowy, można ten splot okoliczności zobaczyć i ocenić z szerszej perspektywy. Inny jest także klimat społeczny i polityczny Polski, która po półwieczu oddziaływań komunistycznego totalitaryzmu sowieckiego znalazła się obecnie w Unii Europejskiej. Inny był także imperatyw kierownictwa politycznego i architektów, inżynierów, budowniczych oraz napływowych mieszkańców, których życiorysy wpisały się w nowohucką rzeczywistość. Nie można przy tym zapomnieć o pokoleniu pierwotnych mieszkańców kilkunastu wiosek wchłoniętych przez Nową Hutę. Oni wciąż żyją, a odkłamanie krzywdzących mitów i przybliżenie ich zapomnianego świata jest naszym obowiązkiem.

Na wielostronne ukazywanie tematyki nowohuckiej istnieje ogromne zapotrzebowanie, na które odpowiada i stara się – w miarę posiadanych środków i możliwości – wywiązywać z takich zadań Nowohuckie Centrum Kultury z jego dyrektorem Ferdynandem Nawratilem na czele, któremu tą drogą pragnę serdecznie podziękować za pomoc w realizacji wielu przedsięwzięć kulturalnych. W środowisku NCK od dawna rodzą się wartościowe inicjatywy i dokonania artystyczne adresowane do szerokiego kręgu odbiorców: festiwalowe, koncertowe, teatralne, baletowe, wydawnicze, wystawowe i plenerowe, do których należy obecna, skrócona edycja wystawy: „Nowa Huta – najmłodsza dzielnica Krakowa”. Przypominamy ją na fali coraz większego zainteresowania historią Nowej Huty oraz egzystencją wcześniejszych pokoleń, prawie po trzech latach od pamiętnej ekspozycji na Placu Centralnym. Dzięki zachowanym zdjęciom możemy lepiej unaocznić sobie ogrom pracy budowniczych, których zbiorowy wysiłek pozwolił w krótkim czasie wygenerować to niezwykłe miasto. Chcemy przy tym oddać sprawiedliwość tym wszystkim dzielnym ludziom, którzy w potwornie trudnych warunkach i stosunkowo krótkim czasie je zbudowali. Opracowana przez generalnego projektanta Tadeusza Ptaszyckiego koncepcja zagospodarowania terenu do dziś wyznacza zasadniczy kształt miasta, często jest traktowana przez specjalistów jako wybitna kreacja urbanistyczna.
Nowa Huta wzniesiona w swej pierwotnej części (dziś głównie obszar XVIII Dzielnicy) według reguł realizmu socjalistycznego ma walory dostrzegane dopiero teraz, gdy opadają emocje, gdy wyrosły kolejne pokolenia pionierów, którzy przed dziesiątkami lat wznosiły te domy i osiedla. To wszystko powstało wskutek zaangażowania i wysiłku młodych ludzi, którym często obca była ideologia, którzy szukali miejsca dla siebie i zaznali awansu społecznego. Nowohuckie osiedla były zasiedlane przez dziesiątki tysięcy często niewykwalifikowanych robotników przybyłych z różnych stron, w tym z biednej Małopolski. Pośród nich byli repatrianci zza Buga i ci, którzy szczęśliwie wracali z ZSRR, ludzie z ziem odzyskanych, żołnierze AK, górale, Ślązacy, Cyganie, Ukraińcy, Grecy… Niektórzy właśnie tu ukryli się przed stalinowskimi represjami. Byli też rosyjscy specjaliści zatrudnieni przy budowie miasta i kombinatu metalurgicznego tak ważnego dla powojennej odbudowy i industrializacji Polski. Nowa Huta jest miastem-symbolem, w którym zogniskowały się blaski i cienie powojennej historii Polski, jest także fenomenem w skali europejskiej nie tylko ze względu na czas i miejsce narodzin, ale i dynamikę rozwoju oraz wydarzenia jakie odcisnęły swój znak na jej terytorium. Niewątpliwie posiada specyficzny, choć trudny do jednoznacznego zdefiniowania „Genius loci”, który dawniej wyraźnie odróżniał ją od sanktuarium narodowego – Krakowa, a obecnie, mimo postępującej integracji rozumianej jako proces wyrównywania się wzorców kulturowych, przezwyciężania barier regionalnych, narastania więzi społecznej, tworzenia się różnych grup i jednolitego społeczeństwa, wciąż zachowuje cząstkę odrębności, zwłaszcza w świadomości zbiorowej.

Ma w sobie to tajemnicze „coś”, co nieustannie intryguje kolejne pokolenia historyków, socjologów, demografów, pisarzy, dziennikarzy i artystów próbujących zmierzyć się z tym osobliwym tematem.
Na przełomie lat 40. i 50. XX w. przyjechały tu tysiące młodych ludzi o zróżnicowanych nawykach i standardach kulturowych. Bywało, że inwentarz domowy czasami chowano w łazienkach nowohuckich bloków, a posiłki przygotowywano na ogniskach przed blokami. Były kłótnie, pijaństwo, problemy obyczajowe i przestępczość, które nie sprzyjały asymilacji. To pogłębiało społeczną nieufność pomiędzy mieszkańcami starego Krakowa a przybyszami „ze świata”. Kontrasty jednak zanikały, niepokoje ustępowały w miarę upływu lat oraz dojrzewania nowych pokoleń. Proces adaptacji przyspieszały wzrastający poziom kultury i homogenizacja życia społecznego. W ciągu kilku zaledwie dziesięcioleci ukształtowała się tu „mała ojczyzna”, dokonała się integracja mieszkańców. Nowa Huta – jak już wspomniałem – chętnie przyjmowała przybyszów ze wszystkich niemal stron Polski. Wielu z nich uległo asymilacji, inni zachowali odmienność wzbogacając miasto o swoją tradycję, kulturę, sztukę, obyczaj, rzemiosło… Wywarli wpływ na zmianę struktury społecznej Krakowa, choć – paradoksalnie – niekoniecznie w zgodzie z intencjami władzy komunistycznej. Sami również zyskali stając się krakowianami.

Jestem przekonany – a mam ku temu dowody wynikające z doświadczenia, kontaktów i obserwacji, że większość obecnych mieszkańców Nowej Huty jest duma ze swojego miejsca zamieszkania, a wielu z nich – tak samo jak ja – to lokalni patrioci, którzy się z nią utożsamiają. Składa się na to zapewne wiele przyczyn pośród których istotną jest specyfika tego miasta, wpisanego w społeczno-historyczne konkrety i konteksty wywierające wpływ na postrzeganie tego miejsca przez pryzmat nowych, wzrastających pokoleń i wyznawanego przez nie światopoglądu. Nowa Huta przez całe lata określana jako miejsce pozbawione duszy, odrębna część Krakowa i apoteoza socrealizmu, poprzez obronę krzyża w 1960 r. i narodziny „Solidarności” w 1980 r. natchnionej przez Jana Pawła II – ukazała swoje inne, niż zakładano oblicze, co było poniekąd wyrazem przeciwwagi dla obiegowej opinii na jej temat. Dziś na to nakładają się jeszcze całkiem nowe możliwości ale i wyzwania wynikające z integracji europejskiej. To wszystko, w pewnym sensie, spaja to miasto na nowo, ale zasadniczym tego czynnikiem byli, są i pozostaną ludzie i ich podmiotowość, nie zaś bezduszne wskaźniki, wzorce „a priori”, analizy naukowe i „antytezy”. Nowa Huta była niewątpliwie wytworem politycznym, miała neutralizować mieszczański, zachowawczy Kraków, jest jednak okrzepłym i – o czym warto pamiętać – nadal rozbudowującym się organizmem i bytem społecznym. Śpiewano o niej piosenki, teraz powstają utwory muzyczne, filmy, audycje, reportaże, ma znane i prężnie działające obiekty kultury, salony wystawowe, teatry, szkoły, obiekty sportowe etc.

Wyrosłe z europejskiego ducha wielokierunkowe przedsięwzięcia władz, instytucji i jednostek sprzyjają ożywieniu tego miejsca, kreując w świadomości społecznej pozytywny obraz dzielnicy – i ja się pod nim podpisuję, lecz nie zapominam przy tym o naszej godności, przeszłości, tożsamości i szeroko pojętej tradycji, bo nie możemy pozostać tak całkowicie bierni i obojętni na własny los. Gromadzenie materiałów na ten temat jest bardzo cenne, ponieważ one opisują naszą minioną i obecną rzeczywistość, które bez pośrednictwa fotografii trudniej byłoby nam pojąć. Tu nawet nie tyle idzie o archiwizowanie tradycji, kontemplację, nostalgię czy nawet martyrologię, ale przede wszystkim o dokumentowanie śladów własnej przeszłości narodowej, której interpretacja odwołuje się do poziomu wiedzy i nastawienia poszczególnych osób ale także ich poglądów politycznych, czego akurat przykrym wyrazem był pewien list w „Dzienniku Polskim” zamieszczony 28 lutego 2008 r. pt. „Zakłamana wystawa. Tragiczny jubileusz”, w którym mogliśmy przeczytać:
„Mieszkańcy wsi, na ziemiach których zbudowano kombinat metalurgiczny oraz miasto Nowa Huta, byli i są zbulwersowani brakiem adekwatnej reakcji historyków (UJ, IPN) na półprawdy i niedomówienia zawarte w treści wystawy z placu Centralnego eksponowanej w ubiegłym roku. Według wielu z nich wystawa ta zafałszowana fakty związane z budową pierwszego miasta na ziemiach polskich. Jak twierdzą, zakłamuje ona historię Mogiły, Pleszowa, Krzesławic, Bieńczyc, Grębałowa oraz innych patriotycznych społeczności wiejskich, ograbionych lub wręcz spacyfikowanych przez NKWD, UB, SB, MO, ORMO, PZPR i inne zbrodnicze organizacje, które rezydowały w Nowej Hucie w okresie „wielkiej budowy socjalizmu”. Autorzy tej wystawy jakby założyli, że ludzi z wiosek pochłoniętych przez Nową Hutę nie ma i że można bez żenady i historycznej odpowiedzialności wciskać młodemu pokoleniu nowohucian oraz turystom cukierkowy kit sprzed 50 lat. Że można, posługując się tendencyjnie dobranymi zdjęciami gloryfikować wrogi Polsce komunizm i wszystko zło z nim związane. (…) Na wystawie z placu Reagana, na wystawie narodowej hańby (bo decyzję o budowie nowego miasta na wschód od Krakowa polecił wykonać suweren z Moskwy), która próbowała nieudolnie rozsławiać i promować socjalizm, nie było portretów i nazwisk światłych, miejscowych bohaterów, którzy zostali zamordowani lub trwale okaleczeni fizycznie bądź psychicznie w nowohuckich kazamatach, rękami ubeków, esbeków i milicjantów z PRL tylko za to, że śmieli upomnieć się o swoją prawdę. (…)
Właściwie to powinienem pozostawić ten list bez komentarza, bo wszelka odpowiedź na sformułowane w ten sposób zarzuty jest zła, nadmienię jednak, że każdy ma prawo do własnej oceny zjawisk i zdarzeń, byle nie przekraczać pewnych granic absurdu. A niby kto miałby mi udostępnić zdjęcia ilustrujące „nowohuckie kazamaty” czy „ubeków, esbeków i milicjantów z PRL”? Poza tym fotografią – ani jakimkolwiek medium – Nowej Huty czy świata nie da się „zinwentaryzować”, można pokazać tylko drobne wycinki rzeczywistości. Ja pokazałem je według mojego wyboru i uznania, a inni jeśli chcą i potrafią – niechaj to zrobią po swojemu. Przypomnę jeszcze, iż wystawa była wtedy zorganizowana z okazji 750-lecia Krakowa, i w moim, zaakceptowanym przez władze miasta, autorskim zamyśle (Licentia poetica) co do zawartości merytorycznej, scenariusza wystawy i rozłożenia akcentów (choćby na rdzennych mieszkańców tych ziem), starałem się ukazać wielostronny „portret miasta”, natomiast autor listu – jak wnioskuję z przytoczonych fragmentów – oczekiwał raczej wystawy w rodzaju „twarze bezpieki”, co uważam tu za nieporozumienie, a w nazwaniu jej „wystawą narodowej hańby” ktoś się chyba zagalopował. Obszerny fragment wystawy o której tu mowa jest właśnie przed NCK, a w środku można zapoznać się ewentualnie nabyć do niej katalog, w którym zamieszczono wszystkie zdjęcia jakie były wówczas eksponowane na Placu Centralnym i wyrobić sobie własną opinię na jej temat, jak również pozostawić wpis w księdze pamiątkowej wystawy, do czego zachęcam (pok. 118), a przy tym zobaczyć setki wcześniejszych wpisów i wyciągnąć z tego wnioski. Przy okazji serdecznie dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli za życzliwość i pomoc w przygotowaniu tej obecnej wystawy: Marii Grochot, Annie Bubuli, praktykantce z UJ – Agacie oraz pracownikom technicznym i gospodarczym z NCK.

Co byśmy nie powiedzieli, to mamy dziś modę na Nową Hutę – i bardzo dobrze, bo wiele potrzebnych i sensownych działań pokazuje, że to miasto ludzi, którzy ukazując wyrazisty obraz dzielnicy mają nam coś ciekawego do zaoferowania, a przykładem tego jest choćby Internet i zamieszczone tam rozmaite strony www. Okazuje się, że Internet będący domeną nie tylko młodych, z których wielu mieszka w Nowej Hucie i się z nią utożsamia, jest olbrzymim obszarem medialnym gdzie się chętnie prezentują, są otwarci na innych ludzi i świat. Ale to otwarcie nie powinno podkopywać własnych korzeni, burzyć tradycji ani tym bardziej zakłamywać i szydzić z historii związanej z ziemią ojczystą, to także kwestia zachowania właściwych proporcji, równowagi i zwykłej uczciwości. Dla mnie bowiem historia społeczeństw to ciągłość, a ta niestety została brutalnie przerwana, i po tak wielu kataklizmach dziejowych będących udziałem Polski, z tym większą troską trzeba się nad nią pochylić i przystanąć dla ogarnięcia przebytego dystansu. Może łatwiej nam przyjdzie wtedy spoglądać w nadchodzącą przyszłość, bo jak pisał Norwid: „Lecz aby drogę mierzyć przyszłą, trzeba nam pomnieć, skąd się wyszło”.
Natomiast Ryszard Kapuściński, mistrza pióra, nb. autor słynnego reportażu o wczesnej Nowej Hucie, i – o czym może nie wszyscy wiedzą – także znakomity fotograf powiedział: „Fotografować to przede wszystkim utrwalać, rzeczywistość, która nas otacza. Ludzi, których twarze chcemy zachować. Pejzaże, które chcemy uwiecznić. I wydarzenia, których jesteśmy świadkami. A także całe skomplikowane życie wraz z jego złożoną obyczajowością. Fotografować wszystko. Wszystko, co jest żywe i martwe, żeby po prostu utrwalać, zatrzymywać.” Jego słowa doskonale odzwierciedlają motywy, które również i mnie przyświecają, inspirują, a nawet odbieram je jak imperatyw własnej działalności, co ilustruje nie tylko obecna wystawa, ale i książki z cyklu „Czas zatrzymany”, które ukazały się pod moją redakcją i są do kupienia w NCK. Nadmieniam, że w przygotowaniu jest kolejna, obszerna publikacja z tej serii: „Czas zatrzymany 3”. Szukam jednak sponsora, ponieważ mimo zgłoszenia, zaakceptowania i wpisania mojej propozycji w program ubiegłorocznych obchodów 60-lecia Nowej Huty, okazało się, że brakło na nią środków, co budzi nie tylko moje głębokie rozczarowanie, (bo to efekt ponad 4 lat wytężonej pracy, zwłaszcza w terenie), ale i tych wszystkich, którzy na nią czekają, a tu jak wiadomo, trzeba się spieszyć, bo pokolenie rdzennych mieszkańców tych ziem właśnie przemija.

Wielką budowę zaczynano pośród falujących łanów cysterskiego zboża, na gołym terenie co ukazują prezentowane na wystawie zdjęcia śp. Stanisława Senissona – pierwszego fotografa Nowej Huty. Na jego zdjęciach z czerwca i lipca 1949 roku widać rozległe mogilskie panoramy, ale także pracujących tam ludzi, amerykańskie namioty z demobilu w których mieszkali junacy z Brygad Służby Polsce, drewniane baraki, stare samochody, prymitywne maszyny i narzędzia, radzieckie agregaty prądotwórcze, kuchnie polowe, gumiaki, watowane kufajki, kurz i błoto – bo takie właśnie były te najwcześniejsze nowohuckie realia. Senisson wykonywał także bardzo wyraziste portrety pierwszych budowniczych Nowej Huty (przyjezdnych i miejscowych) co ukazuje go nie tylko jako świetnego dokumentalistę ale i fotoreportera, żywo zainteresowanego losem zwykłych ludzi, którzy przybywali wówczas z rozmaitych stron kraju, i spoza jego granic aby szukać swego miejsca w nowej, powojennej rzeczywistości. Niektóre spośród jego cennych zdjęć aktualnie są prezentowane jako wielkoformatowe reprodukcje na wystawie plenerowej przed Nowohuckim Centrum Kultury, a wcześniej pokazywano je w NCK, także w Klubie 1949, i podczas festynu w Szkole Podstawowej Nr. 89 na os. Piastów.

Oprócz zdjęć z początkowego okresu budowy Nowej Huty zobaczymy też walkę o własną tożsamość, wolność i w obronie wiary, która została dobitnie wyrażona w kwietniu 1960 r. obroną nowohuckiego krzyża. Dokonał się wtedy radykalny zwrot w społecznej świadomości, co także skutkowało zmianą wizerunku robotniczej dzielnicy Krakowa. W 1977 roku wybudowano tu pierwszy kościół – Arkę Pana w Bieńczycach, a papież Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w czasie mszy św. odprawionej 9 czerwca 1979 roku przed opactwem OO. Cystersów w Mogile przypomniał, że gdy budowano Nowa Hutę „może nie uświadamiano sobie, że powstaje ona przy tym Krzyżu, przy tej relikwii, którą wraz z prastarym opactwem cysterskim odziedziczyliśmy po czasach piastowskich”.
Wkrótce potem w latach 80. Nową Hutę, bastion „Solidarności” ogarnęła potężna fala strajków i demonstracji. Ukazanie zapominanej powoli prawdy sprzed lat traktujemy jako swoisty obowiązek także wobec współczesnych i przyszłych mieszkańców. Fotografia dokumentalna uwzględniając kontekst historyczny może łagodzić dawne krzywdy, spowodować realną zmianę w postrzeganiu Nowej Huty i jej współczesnego oblicza w duchu prawdy, miłości i przebaczenia. Myślę, że takie podejście do sprawy jest nam dzisiaj szczególnie potrzebne, ponieważ musimy nauczyć się pokonywać rozmaite trudności rodzące atmosferę starych i nowych konfliktów. Zamieszczone na wystawie zdjęcia przywołują uniwersalne refleksje o drogich każdemu człowiekowi korzeniach określających jego miejsce na ziemi, dających poczucie bezpieczeństwa, pokazują, jak ważna jest ciągłość kultury, ludzka pamięć i świadomość własnej tożsamości.

Czy pamięć indywidualna i zbiorowa oraz lepsza znajomość historycznych już realiów pomoże nam w świadomym kształtowaniu przyszłości, czy też okaże się ciążącym i nieporęcznym bagażem? Sami oceńmy, gdyż jest to sprawa subiektywna. Wydaje się, że fotografie mogą się okazać pożyteczne szczególnie dla młodszego pokolenia, które chce się dowiedzieć czegoś więcej o swojej „małej ojczyźnie”. Wiedza, wrażliwość oraz osobiste doświadczenie określą ich stosunek do tematu wystawy. Autentyzm zarejestrowanych ludzi, sytuacji i miejsc może ułatwić ocenę nieodległej przeszłości. Nowa Huta w świadomości społecznej ukazuje się coraz częściej jako miejsce niebanalne. Przez dziesięciolecia skazana na stereotypowy obraz i traktowana jako wstydliwa pamiątka po czasach PRL-u, teraz „najmłodsza siostra Krakowa” staje się „trendy”. Miasto jednak, to nie tylko terytorium i wydzielony obszar w przestrzeni, ale przede wszystkim ludzie tę przestrzeń tworzący; ich życiorysy, spełnione marzenia i zawiedzione nadzieje, praca ich rąk, dorobek cywilizacyjny i duchowy.
To wszystko stanowi ważną cząstkę naszej kultury i kapitału narodowego, która nie może podlegać grze wolnorynkowej, którą warto i trzeba zachować dla potomnych „ oto myśl przewodnia i powód naszych starań o urzeczywistnienie albumu i wystawy, która będzie czynna co najmniej do połowy czerwca br.

Zapraszamy!

Adam Gryczyński