Foto-Galeria
  • Strona główna
  • Wystawy
  • Deklaracja dostęności

Archiwum kategorii: 2010

Pejzaż polski i Czucz

Wystawy fotografii Leszka Dziedzica

„Pejzaż polski i Czucz” – Foto-Galeria, budynek A, parter
„Czucz – fotografie do albumu” – Chałupa u Szpinaka, bud. A. I p.
„Beztroskie lata dzieciństwa” – budynek C, główny hall

Wystawy czynne: 6 maja – 28 czerwca 2010

LESZEK DZIEDZIC urodził się w Krakowie 28 maja 1931 roku. Jest absolwentem gimnazjum im. św. Jacka i Państwowej Szkoły Przemysłowej w Krakowie. Swój pierwszy aparat fotograficzny zbudował samodzielnie już w 1943 r., a systematycznie fotografuje od 1948 r. Dyplom mistrza fotografii uzyskał w 1968 r., zaś od 1978 r. jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików (obecnie jest w Okręgu Świętokrzyskim).
Kiedyś, przed laty wymyśliłem sobie „Czucz”, dla określenia swego osobistego obszaru miłości i uważałem się za odkrywcę, aby nieco później z radością znaleźć potwierdzenie swych przeczuć, że wszystko, co najlepsze wynika z aktu twórczego Boga, i to zarówno w Piśmie Świętym jak i u Platona. W pierwszym rozdziale „Genesis” kilkakrotnie powtarza się zdanie: „…i widział Bóg, że to było dobre.”, gdy patrzył na kolejne swe dzieła i pewien jestem, że uśmiechał się z radością., bo wszak z miłości robił to wszystko. A cóż nam pozostaje?
Otóż uważam, że odnaleźć spokój i ciszę, uzyskać prawdziwie dobry kontakt z dziełami Stwórcy, począwszy od drzewa przydrożnego, aż do człowieka, jeżeli tylko potrafimy spojrzeć mu prosto w oczy, szczerze i życzliwie. To jest nasza, szansa na wejście w Obszar Miłości, który kiedyś nazwałem sobie „Czucz”.

Każdemu dane jest gdzieś miejsce ku któremu dąży by złożyć tam wszystkie swe tęsknoty i oddać mu całą swą miłość. Miejsce to zrazu nierozpoznane a zaledwie przeczuwane było jednakże zawsze przedmiotem mych poszukiwań. Bywało nawet i tak, że znajdując się w nim, nie uświadamiałem sobie tego Teraz znam już jego Imię i mogę świadomie do niego wracać. To jest fascynujące. Czasami stykam się z nim również i poza jego obszarem przez barwę z nagła rozświetloną, przez kształt jakże mi bliski, przez muzykę, fest to bowiem miejsce będące samym życiem, życiem prawdziwym, a więc i nie kończącym się nigdy. Stąd też tyle w nim światła i zieleni i kwiatów wszechbarwnych i śpiewu ptaków i głosów dzieci. I pewny jestem że każdy miejsce swe znaleźć może, byle — choć czasem w niepokoju ducha będąc — nie tracił nadziei i szukał drogi do niego z wiarą a cierpliwie.

Zanim powiesz: „marzycielstwo”, „fantazje” albo „bzdury”, spytaj lepiej sam siebie, czy koniecznie chcesz żyć w smutku i przygnębieniu, żałośnie i jałowo, A może warto spróbować? Życzę Ci z całego serca udanych prób, a póki co oglądnij fotografie zrobione podczas podziwiania jakże pięknego w swej prostocie pejzażu polskiego, dzięki któremu odkryłem swój „Czucz”.

Czucz to obecnie Czudec, leży nad rzeką Wisłok, 20 km od Rzeszowa jadąc w kierunku Jasła. Z woli króla Władysława Jagiełły stanowiony jako miasto na prawie magdeburskim w roku 1427 był przez wieki kwitnącym ośrodkiem handlu, rzemiosła i rolnictwa. W XVIII wieku właściciel Czudca – Józef Grabieński wybudował tu pokaźny, trójnawowy kościół z bocznymi kaplicami w stylu barokowym, pod wezwaniem Trójcy Świętej, z daleka widoczny i doskonale utrzymany do dnia dzisiejszego dzięki ofiarności społeczeństwa.

W „Starożytnościach Polskich” wydanych w Poznaniu w roku 1842 czytamy:
„Czucz. Miasto w wojew. sandomierskiem pow. pilźnińskim (dziś w Galicyi, obw. jasielskim) nad Wisłokiem, dosyć handlowne i w żyznym gruncie leżące”. Tyle gwoli wyjaśnienia leksykalnego pochodzenia „Czucza”. Dziś, po latach upadku znów miasto, tyle że bardziej już przemysłowe, niż „handlowne” i o nazwie Czudec. Miasto otacza wieniec wsi i przysiółków, a w jednym z nich o nazwie Małe Przedmieście urodziła się w roku 1894 moja Matka – Maria Wasilewska. Kiedy zaczął się ów rok w Czuczu, nie wiem, ale być może już wtedy, jeszcze przed moim urodzeniem, gdy Matka w swym łonie mnie nosząca, wspomniała po raz pierwszy swe rodzinne strony. A potem ja, mieszczuch, za każdym tam pobytem coraz bardziej czułem się jemu przypisanym i każdym odkryciem cieszyłem się jak skarbem odzyskanym. Teraz, po latach wielu, nie pamiętam, ile w tym czasie spadło kartek z kalendarza, lecz część ich ma swe odbicie na kliszach tam właśnie przeze mnie zrobionych, lecz wiem na pewno, że choćby ten jeden rok złożyć z nich można.

Popatrzcie, jak wiele jest tych obrazów i wspomnień. Popatrzcie, jak świeci tam słońce, jak bujnie rozkwita przyroda, jak prawdziwi są jego mieszkańcy, jak radosne dzieci, a także jak szare i mgliste bywają dni jesieni, dni ostatnie. Bo tak już jest, że w życiu jest miejsce na wszystko, a Czucz jest takim miejscem pełni i prawdy życia. I wspomnijcie przy tej okazji o „Czuczu” swoim, lub swoich przodków.
Dla mnie bowiem jest to hasło, symbol i magiczne zaklęcie, dzięki któremu próbuję dotrzeć; a to do „dziecięcej prawdy życia”, jak w wystawie „Czucz – fotografie do albumu” (rok 1985), a to „odnaleźć ogrody zaczarowane”, jak w „Pejzażach Czucza” (rok 1986), a to znowu, jak w obecnej wystawie, poprzez całą wieloznaczność tego wspaniałego miejsca, gdzie w zdjęciach robionych od lat czterdziestu znajdują się i wątki historycznego już pejzażu wsi polskiej, typów ludzi, zwyczajów, i oczywiście osobistych wspomnień, ale także i prób wyjścia poza krąg fotograficznego widzenia, aby – choć przy pomocy fotografii – dotrzeć do owej „zahoryzontalnej” krainy szczęśliwości. Czy można tak różne i prawie przeciwstawne elementy połączyć w zwartą całość?

Pochlebiam sobie, że należę do wielkiej rodziny artystów, rodziny bardzo wielkiej, gdyż do artystów zaliczam również tych, którym nie udało się jeszcze skutecznie przenieść swych idei i marzeń do odbieralnego dla innych stanu przekazu, lecz nie ustają w tych usiłowaniach. Jest to stan będący rodzajem szaleństwa i to jest powodem dla którego nie cofam się przed żadnym tego rodzaju, nawet karkołomnym zadaniem. Powiem więcej: tego typu „szaleństwa” są niezbędnym warunkiem „bycia artystą”, a już wręcz obowiązkiem każdego twórcy. Wracając do mojej wystawy sądzę, że mogę ją określić bez przesady „balladą o wsi polskiej” gdyż są w niej i zdjęcia jak gdyby żywcem wzięte z pamiętnej wystawy „Fotografia chłopów polskich”, jak i współczesne już obrazki z życia wsi, a wszystko splecione z cudownym polskim pejzażem, jak zboże i kwiaty w wieńcach dożynkowych.
Serdecznie dziękuję wszystkim mym Przyjaciołom za życzliwość i pomoc, tak w przygotowaniu tej obecnej wystawy, jak i we wszystkich latach poprzednich, gdy radą swą, krytyką, czy choćby milczącą i czasem odległą nawet obecnością towarzyszyli mi w poszukiwaniach na drogach życia i sztuki.

Leszek Dziedzic

 

Przez wiele lat swej pracy twórczej i popularyzatorskiej dał się poznać jako wielki miłośnik historii i zabytków Krakowa, któremu poświęcił 11 wystaw indywidualnych a ponadto zainicjował i prowadził w latach 1977-1992 znany w szerokich kręgach konkurs fotograficzny „Ocalić od zapomnienia”. Dzieciom poświęcił 2 wystawy, pejzażowi 6 wystaw, w tym 5 pod hasłem „Czucz”. Odznaczony „Złotą Odznaką za Opiekę nad Zabytkami”, „Złotą Odznaką za Pracę Społeczną dla Miasta Krakowa”, jest również laureatem „Nagrody miasta Krakowa” w dziedzinie kultury za całokształt pracy twórczej.

O sobie powiada, że cały jego dorobek życiowy, oprócz 2 córek i 6 wnucząt, to trochę sprzętu fotograficznego, raczej zabytkowego oraz wystawy indywidualne i Czucz. Ów Czucz. – Jego odkrycie, to „miejsce będące samym życiem, światłem światła, barw i miłych dla ucha dźwięków, w którym każdy znaleźć się może, byle nie zwątpił, że drogę do niego znajdzie”, jak napisał w 1985 r. Tak więc ten Jego Czucz jest jakby na przeciwnym biegunie niż kantorowski Teatr Śmierci, lecz sprzeczność to tylko pozorna, jako że jest tam i światło, i cień – jak w fotografii. Z wyróżnień, jakie otrzymał, najwyżej sobie ceni dowody sympatii Tych, którzy odnaleźli dla siebie coś w jego poczynaniach twórczych prezentowanych głównie w postaci wystaw. W każdym z podjętych tematów przejawia zarówno zaangażowanie emocjonalne, jak i refleksyjność. Fotografię uważa przede wszystkim za medium doznań uczuciowych. Twierdzi, że o ile fotografowanie jest przygodą dostarczającą ogromu wrażeń i próbą ich utrwalania w obrazach, to wystawy robi po to, aby swymi doznaniami dzielić się z innymi, spłacając niejako dług wdzięczności za to, czego san doznał. Najlepszym przykładem Jego sposobu traktowania sztuki była wystawa „Ukrzyżowany”, która jako jego wotum dziękczynne zawierała również rozważania nad Modlitwą Pańską i stosunkiem człowieka do Boga, przez włączone do niej teksty autora.

Wystawę „Pejzaż polski i Czucz”, autor po raz pierwszy przygotował na 40-lecie swej pracy twórczej w roku 1988, a obecna w Foto-Galerii Nowohuckiego Centrum Kultury, stanowi jej kolejną edycję. Do wystawy dołączono także „Czucz – fotografie do albumu” oraz zestaw „Beztroskie lata dzieciństwa”.

Kurator wystawy: Adam Gryczyński ZPAF

dziedzic01

dziedzic02

dziedzic03 dziedzic04 dziedzic05 dziedzic06 dziedzic07 dziedzic08 dziedzic09 dziedzic10

Nowa Huta – najmłodsza siostra Krakowa

Wystawa fotografii Adama Gryczyńskiego

Wystawa czynna: 26 marca – 15 listopada 2010 r., skwer przed NCK

Lokalizacja Nowej Huty w 1949 r. na urodzajnych ziemiach położonych zaledwie 10 km od centrum starego Krakowa do dziś budzi żywe emocje. Dla jednych nowe miasto i kombinat metalurgiczny na zawsze pozostanie przekleństwem systemu komunistycznego degradującego rolę Krakowa jako ośrodka kulturalnego i zabytkowego, dla innych zaś szansą na lepszy start życiowy i awans społeczny. Dwudzielności tych ocen prawdopodobnie nie uda się już uniknąć. Odpowiedzialność za przeoranie struktury społecznej Krakowa i katastrofę środowiska naturalnego słusznie została przypisana powojennym decyzjom politycznym, choć niektórzy wskazują także na ważne motywy gospodarcze i ekonomiczne. Padają różne argumenty, ścierają się poglądy i postawy. Jednak dziś, gdy od rozpoczęcia budowy Nowej Huty dzieli nas już odpowiedni dystans czasowy, można ten splot okoliczności zobaczyć i ocenić z szerszej perspektywy. Inny jest także klimat społeczny i polityczny Polski, która po półwieczu oddziaływań komunistycznego totalitaryzmu sowieckiego znalazła się obecnie w Unii Europejskiej. Inny był także imperatyw kierownictwa politycznego i architektów, inżynierów, budowniczych oraz napływowych mieszkańców, których życiorysy wpisały się w nowohucką rzeczywistość. Nie można przy tym zapomnieć o pokoleniu pierwotnych mieszkańców kilkunastu wiosek wchłoniętych przez Nową Hutę. Oni wciąż żyją, a odkłamanie krzywdzących mitów i przybliżenie ich zapomnianego świata jest naszym obowiązkiem.

Na wielostronne ukazywanie tematyki nowohuckiej istnieje ogromne zapotrzebowanie, na które odpowiada i stara się – w miarę posiadanych środków i możliwości – wywiązywać z takich zadań Nowohuckie Centrum Kultury z jego dyrektorem Ferdynandem Nawratilem na czele, któremu tą drogą pragnę serdecznie podziękować za pomoc w realizacji wielu przedsięwzięć kulturalnych. W środowisku NCK od dawna rodzą się wartościowe inicjatywy i dokonania artystyczne adresowane do szerokiego kręgu odbiorców: festiwalowe, koncertowe, teatralne, baletowe, wydawnicze, wystawowe i plenerowe, do których należy obecna, skrócona edycja wystawy: „Nowa Huta – najmłodsza dzielnica Krakowa”. Przypominamy ją na fali coraz większego zainteresowania historią Nowej Huty oraz egzystencją wcześniejszych pokoleń, prawie po trzech latach od pamiętnej ekspozycji na Placu Centralnym. Dzięki zachowanym zdjęciom możemy lepiej unaocznić sobie ogrom pracy budowniczych, których zbiorowy wysiłek pozwolił w krótkim czasie wygenerować to niezwykłe miasto. Chcemy przy tym oddać sprawiedliwość tym wszystkim dzielnym ludziom, którzy w potwornie trudnych warunkach i stosunkowo krótkim czasie je zbudowali. Opracowana przez generalnego projektanta Tadeusza Ptaszyckiego koncepcja zagospodarowania terenu do dziś wyznacza zasadniczy kształt miasta, często jest traktowana przez specjalistów jako wybitna kreacja urbanistyczna.
Nowa Huta wzniesiona w swej pierwotnej części (dziś głównie obszar XVIII Dzielnicy) według reguł realizmu socjalistycznego ma walory dostrzegane dopiero teraz, gdy opadają emocje, gdy wyrosły kolejne pokolenia pionierów, którzy przed dziesiątkami lat wznosiły te domy i osiedla. To wszystko powstało wskutek zaangażowania i wysiłku młodych ludzi, którym często obca była ideologia, którzy szukali miejsca dla siebie i zaznali awansu społecznego. Nowohuckie osiedla były zasiedlane przez dziesiątki tysięcy często niewykwalifikowanych robotników przybyłych z różnych stron, w tym z biednej Małopolski. Pośród nich byli repatrianci zza Buga i ci, którzy szczęśliwie wracali z ZSRR, ludzie z ziem odzyskanych, żołnierze AK, górale, Ślązacy, Cyganie, Ukraińcy, Grecy… Niektórzy właśnie tu ukryli się przed stalinowskimi represjami. Byli też rosyjscy specjaliści zatrudnieni przy budowie miasta i kombinatu metalurgicznego tak ważnego dla powojennej odbudowy i industrializacji Polski. Nowa Huta jest miastem-symbolem, w którym zogniskowały się blaski i cienie powojennej historii Polski, jest także fenomenem w skali europejskiej nie tylko ze względu na czas i miejsce narodzin, ale i dynamikę rozwoju oraz wydarzenia jakie odcisnęły swój znak na jej terytorium. Niewątpliwie posiada specyficzny, choć trudny do jednoznacznego zdefiniowania „Genius loci”, który dawniej wyraźnie odróżniał ją od sanktuarium narodowego – Krakowa, a obecnie, mimo postępującej integracji rozumianej jako proces wyrównywania się wzorców kulturowych, przezwyciężania barier regionalnych, narastania więzi społecznej, tworzenia się różnych grup i jednolitego społeczeństwa, wciąż zachowuje cząstkę odrębności, zwłaszcza w świadomości zbiorowej.

Ma w sobie to tajemnicze „coś”, co nieustannie intryguje kolejne pokolenia historyków, socjologów, demografów, pisarzy, dziennikarzy i artystów próbujących zmierzyć się z tym osobliwym tematem.
Na przełomie lat 40. i 50. XX w. przyjechały tu tysiące młodych ludzi o zróżnicowanych nawykach i standardach kulturowych. Bywało, że inwentarz domowy czasami chowano w łazienkach nowohuckich bloków, a posiłki przygotowywano na ogniskach przed blokami. Były kłótnie, pijaństwo, problemy obyczajowe i przestępczość, które nie sprzyjały asymilacji. To pogłębiało społeczną nieufność pomiędzy mieszkańcami starego Krakowa a przybyszami „ze świata”. Kontrasty jednak zanikały, niepokoje ustępowały w miarę upływu lat oraz dojrzewania nowych pokoleń. Proces adaptacji przyspieszały wzrastający poziom kultury i homogenizacja życia społecznego. W ciągu kilku zaledwie dziesięcioleci ukształtowała się tu „mała ojczyzna”, dokonała się integracja mieszkańców. Nowa Huta – jak już wspomniałem – chętnie przyjmowała przybyszów ze wszystkich niemal stron Polski. Wielu z nich uległo asymilacji, inni zachowali odmienność wzbogacając miasto o swoją tradycję, kulturę, sztukę, obyczaj, rzemiosło… Wywarli wpływ na zmianę struktury społecznej Krakowa, choć – paradoksalnie – niekoniecznie w zgodzie z intencjami władzy komunistycznej. Sami również zyskali stając się krakowianami.

Jestem przekonany – a mam ku temu dowody wynikające z doświadczenia, kontaktów i obserwacji, że większość obecnych mieszkańców Nowej Huty jest duma ze swojego miejsca zamieszkania, a wielu z nich – tak samo jak ja – to lokalni patrioci, którzy się z nią utożsamiają. Składa się na to zapewne wiele przyczyn pośród których istotną jest specyfika tego miasta, wpisanego w społeczno-historyczne konkrety i konteksty wywierające wpływ na postrzeganie tego miejsca przez pryzmat nowych, wzrastających pokoleń i wyznawanego przez nie światopoglądu. Nowa Huta przez całe lata określana jako miejsce pozbawione duszy, odrębna część Krakowa i apoteoza socrealizmu, poprzez obronę krzyża w 1960 r. i narodziny „Solidarności” w 1980 r. natchnionej przez Jana Pawła II – ukazała swoje inne, niż zakładano oblicze, co było poniekąd wyrazem przeciwwagi dla obiegowej opinii na jej temat. Dziś na to nakładają się jeszcze całkiem nowe możliwości ale i wyzwania wynikające z integracji europejskiej. To wszystko, w pewnym sensie, spaja to miasto na nowo, ale zasadniczym tego czynnikiem byli, są i pozostaną ludzie i ich podmiotowość, nie zaś bezduszne wskaźniki, wzorce „a priori”, analizy naukowe i „antytezy”. Nowa Huta była niewątpliwie wytworem politycznym, miała neutralizować mieszczański, zachowawczy Kraków, jest jednak okrzepłym i – o czym warto pamiętać – nadal rozbudowującym się organizmem i bytem społecznym. Śpiewano o niej piosenki, teraz powstają utwory muzyczne, filmy, audycje, reportaże, ma znane i prężnie działające obiekty kultury, salony wystawowe, teatry, szkoły, obiekty sportowe etc.

Wyrosłe z europejskiego ducha wielokierunkowe przedsięwzięcia władz, instytucji i jednostek sprzyjają ożywieniu tego miejsca, kreując w świadomości społecznej pozytywny obraz dzielnicy – i ja się pod nim podpisuję, lecz nie zapominam przy tym o naszej godności, przeszłości, tożsamości i szeroko pojętej tradycji, bo nie możemy pozostać tak całkowicie bierni i obojętni na własny los. Gromadzenie materiałów na ten temat jest bardzo cenne, ponieważ one opisują naszą minioną i obecną rzeczywistość, które bez pośrednictwa fotografii trudniej byłoby nam pojąć. Tu nawet nie tyle idzie o archiwizowanie tradycji, kontemplację, nostalgię czy nawet martyrologię, ale przede wszystkim o dokumentowanie śladów własnej przeszłości narodowej, której interpretacja odwołuje się do poziomu wiedzy i nastawienia poszczególnych osób ale także ich poglądów politycznych, czego akurat przykrym wyrazem był pewien list w „Dzienniku Polskim” zamieszczony 28 lutego 2008 r. pt. „Zakłamana wystawa. Tragiczny jubileusz”, w którym mogliśmy przeczytać:
„Mieszkańcy wsi, na ziemiach których zbudowano kombinat metalurgiczny oraz miasto Nowa Huta, byli i są zbulwersowani brakiem adekwatnej reakcji historyków (UJ, IPN) na półprawdy i niedomówienia zawarte w treści wystawy z placu Centralnego eksponowanej w ubiegłym roku. Według wielu z nich wystawa ta zafałszowana fakty związane z budową pierwszego miasta na ziemiach polskich. Jak twierdzą, zakłamuje ona historię Mogiły, Pleszowa, Krzesławic, Bieńczyc, Grębałowa oraz innych patriotycznych społeczności wiejskich, ograbionych lub wręcz spacyfikowanych przez NKWD, UB, SB, MO, ORMO, PZPR i inne zbrodnicze organizacje, które rezydowały w Nowej Hucie w okresie „wielkiej budowy socjalizmu”. Autorzy tej wystawy jakby założyli, że ludzi z wiosek pochłoniętych przez Nową Hutę nie ma i że można bez żenady i historycznej odpowiedzialności wciskać młodemu pokoleniu nowohucian oraz turystom cukierkowy kit sprzed 50 lat. Że można, posługując się tendencyjnie dobranymi zdjęciami gloryfikować wrogi Polsce komunizm i wszystko zło z nim związane. (…) Na wystawie z placu Reagana, na wystawie narodowej hańby (bo decyzję o budowie nowego miasta na wschód od Krakowa polecił wykonać suweren z Moskwy), która próbowała nieudolnie rozsławiać i promować socjalizm, nie było portretów i nazwisk światłych, miejscowych bohaterów, którzy zostali zamordowani lub trwale okaleczeni fizycznie bądź psychicznie w nowohuckich kazamatach, rękami ubeków, esbeków i milicjantów z PRL tylko za to, że śmieli upomnieć się o swoją prawdę. (…)
Właściwie to powinienem pozostawić ten list bez komentarza, bo wszelka odpowiedź na sformułowane w ten sposób zarzuty jest zła, nadmienię jednak, że każdy ma prawo do własnej oceny zjawisk i zdarzeń, byle nie przekraczać pewnych granic absurdu. A niby kto miałby mi udostępnić zdjęcia ilustrujące „nowohuckie kazamaty” czy „ubeków, esbeków i milicjantów z PRL”? Poza tym fotografią – ani jakimkolwiek medium – Nowej Huty czy świata nie da się „zinwentaryzować”, można pokazać tylko drobne wycinki rzeczywistości. Ja pokazałem je według mojego wyboru i uznania, a inni jeśli chcą i potrafią – niechaj to zrobią po swojemu. Przypomnę jeszcze, iż wystawa była wtedy zorganizowana z okazji 750-lecia Krakowa, i w moim, zaakceptowanym przez władze miasta, autorskim zamyśle (Licentia poetica) co do zawartości merytorycznej, scenariusza wystawy i rozłożenia akcentów (choćby na rdzennych mieszkańców tych ziem), starałem się ukazać wielostronny „portret miasta”, natomiast autor listu – jak wnioskuję z przytoczonych fragmentów – oczekiwał raczej wystawy w rodzaju „twarze bezpieki”, co uważam tu za nieporozumienie, a w nazwaniu jej „wystawą narodowej hańby” ktoś się chyba zagalopował. Obszerny fragment wystawy o której tu mowa jest właśnie przed NCK, a w środku można zapoznać się ewentualnie nabyć do niej katalog, w którym zamieszczono wszystkie zdjęcia jakie były wówczas eksponowane na Placu Centralnym i wyrobić sobie własną opinię na jej temat, jak również pozostawić wpis w księdze pamiątkowej wystawy, do czego zachęcam (pok. 118), a przy tym zobaczyć setki wcześniejszych wpisów i wyciągnąć z tego wnioski. Przy okazji serdecznie dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli za życzliwość i pomoc w przygotowaniu tej obecnej wystawy: Marii Grochot, Annie Bubuli, praktykantce z UJ – Agacie oraz pracownikom technicznym i gospodarczym z NCK.

Co byśmy nie powiedzieli, to mamy dziś modę na Nową Hutę – i bardzo dobrze, bo wiele potrzebnych i sensownych działań pokazuje, że to miasto ludzi, którzy ukazując wyrazisty obraz dzielnicy mają nam coś ciekawego do zaoferowania, a przykładem tego jest choćby Internet i zamieszczone tam rozmaite strony www. Okazuje się, że Internet będący domeną nie tylko młodych, z których wielu mieszka w Nowej Hucie i się z nią utożsamia, jest olbrzymim obszarem medialnym gdzie się chętnie prezentują, są otwarci na innych ludzi i świat. Ale to otwarcie nie powinno podkopywać własnych korzeni, burzyć tradycji ani tym bardziej zakłamywać i szydzić z historii związanej z ziemią ojczystą, to także kwestia zachowania właściwych proporcji, równowagi i zwykłej uczciwości. Dla mnie bowiem historia społeczeństw to ciągłość, a ta niestety została brutalnie przerwana, i po tak wielu kataklizmach dziejowych będących udziałem Polski, z tym większą troską trzeba się nad nią pochylić i przystanąć dla ogarnięcia przebytego dystansu. Może łatwiej nam przyjdzie wtedy spoglądać w nadchodzącą przyszłość, bo jak pisał Norwid: „Lecz aby drogę mierzyć przyszłą, trzeba nam pomnieć, skąd się wyszło”.
Natomiast Ryszard Kapuściński, mistrza pióra, nb. autor słynnego reportażu o wczesnej Nowej Hucie, i – o czym może nie wszyscy wiedzą – także znakomity fotograf powiedział: „Fotografować to przede wszystkim utrwalać, rzeczywistość, która nas otacza. Ludzi, których twarze chcemy zachować. Pejzaże, które chcemy uwiecznić. I wydarzenia, których jesteśmy świadkami. A także całe skomplikowane życie wraz z jego złożoną obyczajowością. Fotografować wszystko. Wszystko, co jest żywe i martwe, żeby po prostu utrwalać, zatrzymywać.” Jego słowa doskonale odzwierciedlają motywy, które również i mnie przyświecają, inspirują, a nawet odbieram je jak imperatyw własnej działalności, co ilustruje nie tylko obecna wystawa, ale i książki z cyklu „Czas zatrzymany”, które ukazały się pod moją redakcją i są do kupienia w NCK. Nadmieniam, że w przygotowaniu jest kolejna, obszerna publikacja z tej serii: „Czas zatrzymany 3”. Szukam jednak sponsora, ponieważ mimo zgłoszenia, zaakceptowania i wpisania mojej propozycji w program ubiegłorocznych obchodów 60-lecia Nowej Huty, okazało się, że brakło na nią środków, co budzi nie tylko moje głębokie rozczarowanie, (bo to efekt ponad 4 lat wytężonej pracy, zwłaszcza w terenie), ale i tych wszystkich, którzy na nią czekają, a tu jak wiadomo, trzeba się spieszyć, bo pokolenie rdzennych mieszkańców tych ziem właśnie przemija.

Wielką budowę zaczynano pośród falujących łanów cysterskiego zboża, na gołym terenie co ukazują prezentowane na wystawie zdjęcia śp. Stanisława Senissona – pierwszego fotografa Nowej Huty. Na jego zdjęciach z czerwca i lipca 1949 roku widać rozległe mogilskie panoramy, ale także pracujących tam ludzi, amerykańskie namioty z demobilu w których mieszkali junacy z Brygad Służby Polsce, drewniane baraki, stare samochody, prymitywne maszyny i narzędzia, radzieckie agregaty prądotwórcze, kuchnie polowe, gumiaki, watowane kufajki, kurz i błoto – bo takie właśnie były te najwcześniejsze nowohuckie realia. Senisson wykonywał także bardzo wyraziste portrety pierwszych budowniczych Nowej Huty (przyjezdnych i miejscowych) co ukazuje go nie tylko jako świetnego dokumentalistę ale i fotoreportera, żywo zainteresowanego losem zwykłych ludzi, którzy przybywali wówczas z rozmaitych stron kraju, i spoza jego granic aby szukać swego miejsca w nowej, powojennej rzeczywistości. Niektóre spośród jego cennych zdjęć aktualnie są prezentowane jako wielkoformatowe reprodukcje na wystawie plenerowej przed Nowohuckim Centrum Kultury, a wcześniej pokazywano je w NCK, także w Klubie 1949, i podczas festynu w Szkole Podstawowej Nr. 89 na os. Piastów.

Oprócz zdjęć z początkowego okresu budowy Nowej Huty zobaczymy też walkę o własną tożsamość, wolność i w obronie wiary, która została dobitnie wyrażona w kwietniu 1960 r. obroną nowohuckiego krzyża. Dokonał się wtedy radykalny zwrot w społecznej świadomości, co także skutkowało zmianą wizerunku robotniczej dzielnicy Krakowa. W 1977 roku wybudowano tu pierwszy kościół – Arkę Pana w Bieńczycach, a papież Jan Paweł II w homilii wygłoszonej w czasie mszy św. odprawionej 9 czerwca 1979 roku przed opactwem OO. Cystersów w Mogile przypomniał, że gdy budowano Nowa Hutę „może nie uświadamiano sobie, że powstaje ona przy tym Krzyżu, przy tej relikwii, którą wraz z prastarym opactwem cysterskim odziedziczyliśmy po czasach piastowskich”.
Wkrótce potem w latach 80. Nową Hutę, bastion „Solidarności” ogarnęła potężna fala strajków i demonstracji. Ukazanie zapominanej powoli prawdy sprzed lat traktujemy jako swoisty obowiązek także wobec współczesnych i przyszłych mieszkańców. Fotografia dokumentalna uwzględniając kontekst historyczny może łagodzić dawne krzywdy, spowodować realną zmianę w postrzeganiu Nowej Huty i jej współczesnego oblicza w duchu prawdy, miłości i przebaczenia. Myślę, że takie podejście do sprawy jest nam dzisiaj szczególnie potrzebne, ponieważ musimy nauczyć się pokonywać rozmaite trudności rodzące atmosferę starych i nowych konfliktów. Zamieszczone na wystawie zdjęcia przywołują uniwersalne refleksje o drogich każdemu człowiekowi korzeniach określających jego miejsce na ziemi, dających poczucie bezpieczeństwa, pokazują, jak ważna jest ciągłość kultury, ludzka pamięć i świadomość własnej tożsamości.

Czy pamięć indywidualna i zbiorowa oraz lepsza znajomość historycznych już realiów pomoże nam w świadomym kształtowaniu przyszłości, czy też okaże się ciążącym i nieporęcznym bagażem? Sami oceńmy, gdyż jest to sprawa subiektywna. Wydaje się, że fotografie mogą się okazać pożyteczne szczególnie dla młodszego pokolenia, które chce się dowiedzieć czegoś więcej o swojej „małej ojczyźnie”. Wiedza, wrażliwość oraz osobiste doświadczenie określą ich stosunek do tematu wystawy. Autentyzm zarejestrowanych ludzi, sytuacji i miejsc może ułatwić ocenę nieodległej przeszłości. Nowa Huta w świadomości społecznej ukazuje się coraz częściej jako miejsce niebanalne. Przez dziesięciolecia skazana na stereotypowy obraz i traktowana jako wstydliwa pamiątka po czasach PRL-u, teraz „najmłodsza siostra Krakowa” staje się „trendy”. Miasto jednak, to nie tylko terytorium i wydzielony obszar w przestrzeni, ale przede wszystkim ludzie tę przestrzeń tworzący; ich życiorysy, spełnione marzenia i zawiedzione nadzieje, praca ich rąk, dorobek cywilizacyjny i duchowy.
To wszystko stanowi ważną cząstkę naszej kultury i kapitału narodowego, która nie może podlegać grze wolnorynkowej, którą warto i trzeba zachować dla potomnych „ oto myśl przewodnia i powód naszych starań o urzeczywistnienie albumu i wystawy, która będzie czynna co najmniej do połowy czerwca br.

Zapraszamy!

Adam Gryczyński






„Barwy Świata Przyrody 2009”

Wystawa fotografii

Okręg Krakowski Związku Polskich Fotografów Przyrody

Wystawa czynna: 4 marca – 30 kwietnia 2010 r., FOTO-GALERIA

 

Jak co roku, zapraszamy na prezentację dokonań Okręgu Krakowskiego Związku Polskich Fotografów Przyrody. Łączy nas wrażliwość na niezmierzone bogactwo barw otaczającej nas natury. Znaczna część naszego wolnego czasu poświęcamy na jego obserwację, aby podzielić się z innymi swoim zachwytem nad pięknem świata przyrody.

Możemy pokazać jedynie 16 777 216 kolorów choć przeczuwamy, że jest ich pewnie znacznie więcej…
Biel śniegu, błękit nieba, ulotne barwy świtu, szarość chmur na zimowym firmamencie…
Tematów do zdjęć szukamy zarówno w dalekich podróżach jak i dobrze znanych miejscach – motywy są wszędzie. Zawsze jednak najważniejsze jest światło, które wydobywa kształty i tworzy obraz. Gałęzie drzew obsypanych śniegiem zmieniają się w fantastyczne formy, kamienie ukazują swoje barwy. Zwierzęta duże i całkiem malutkie, ptaki – każde z nich ma swoje życie, w którym dane jest nam uczestniczyć choćby przez chwile.
Uważnie obserwując otaczający nas świat staramy się znaleźć motyw obrazu. Cierpliwie wyczekujemy w czatowniach na odpowiedni moment, czekamy na krótki często moment, kiedy podający promień słońca wydobędzie piękno krajobrazu. Nieważne jest czy w poszukiwaniu motywów wyruszamy w dalekie podróże, czy też naszym celem jest łąka za domem lub pobliski las. Świat ma wiele do zaoferowania, piękno jest wszędzie, trzeba tylko przystanąć na moment w biegu i uważnie rozejrzeć się wokoło. Wstajemy więc przed świtem taszczymy nasze plecaki i statywy żeby uczestniczyć w misterium życia kiedy światło jest najpiękniejsze. Warto – nawet jeśli świty bywają zimne, plecak ciąży coraz bardziej a poranna kawa wydaje się odległym wspomnieniem.

Na tegorocznej wystawie będzie można zobaczyć ponad 90 fotografii 24 autorów, które stanowią najciekawsze dokonania Okręgu Krakowskiego Związku Polskich Fotografów Przyrody, przedstawiające zarówno piękno krajobrazu jak też świat roślin i zwierząt.

Serdecznie zapraszamy na uroczysty wernisaż 4 marca 2010 o godzinie 18.00, któremu towarzyszyć będzie jak poprzednio projekcja diaporam autorstwa członków Okręgu Krakowskiego ZPFP. Obecni na wernisażu autorzy zdjęć chętnie snuć będą opowieści związane z powstawaniem zdjęć. Będzie można również poznać sam związek – jego historię, dotychczasowe osiągnięcia i cele.

 

01 02 03 04 05 06 07 08 09 10 11 12 13 14 15 16 17 18 elzbieta_weron

 

„Reportaż”- Krakowski Klub Fotograficzny

Doroczna prezentacja dorobku Krakowskiego Klubu Fotograficznego

Wystawa czynna: 7 stycznia – 28 lutego 2010 r., FOTO-GALERIA

Jak co roku, tradycyjnie w pierwszy czwartek stycznia Krakowski Klub Fotograficzny serdecznie zaprasza na przeglądową wystawę fotografii. Tym razem członkowie KKF mieli trudne zadanie – tematem przewodnim był fotoreportaż. Mówiąc o fotoreportażu mamy na myśli dokumentację życia, często przedstawiając historię zwykłych ludzi. Fotoreporter powinien być w odpowiednim miejscu i czasie, wszędzie tam, gdzie dzieje się coś ciekawego lub intrygującego. Na wystawie będziemy więc mogli zobaczyć migawki z życia codziennego ludzi ubogich, relację z festiwalu zupy, z wyścigów konnych lub rajdów rowerowych, z wystawy psów rasowych, a także z podróży dalekich i bliskich. A ci, którzy nie mieli okazji lub czasu na bieżąco śledzić wydarzeń, rzadko też podróżują, zaprezentują coś z własnego podwórka, osiedla, mieszkania, sceny z życia rodziny lub przyjaciół. Fotografia reportażowa jest trudnym rozdziałem fotografii. Uwiecznianie interakcji jakiegokolwiek zdarzenia to duże wyzwanie, wymagające intuicji i czujności fotografa. Refleks, umiejętność przewidywania rozwoju akcji to główne warunki uzyskania emocjonalnej fotografii. Dobry fotoreportaż powinien zwracać na siebie uwagę, często szokować i oddawać nastrój oraz dramatyzm pokazywanych w nim faktów i wydarzeń. Czy członkom KKF się to udało?

skorski

fot. Janusz Skórski

stachnik-czapla

fot. Monika Stachnik-Czapla

sulikowska

fot. Beata Sulikowska

« Poprzednia strona

Organizator

Kontakt


Dział Foto-Filmowy

Nowohuckie Centrum Kultury

al. Jana Pawła II 232

31-913 Kraków

tel. 12 644 02 66 wew. 30

fotogaleria@nck.krakow.pl
grudzień 2025
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
« paź    

Organizator

Kontakt

Dział Foto-Filmowy Nowohuckie Centrum Kultury al. Jana Pawła II 232 31-913 Kraków Tel. 12 644 02 66 wew. 30
grudzień 2025
P W Ś C P S N
1234567
891011121314
15161718192021
22232425262728
293031  
« paź    

CyberChimps WordPress Themes

© Nowohuckie Centrum Kultury

Używamy ciasteczek i innych technologii pokrewnych, aby zapewnić najlepszą jakość korzystania z naszej witryny.

Możesz dowiedzieć się więcej o tym, jakich ciasteczek używamy, lub wyłączyć je w ustawieniach.

Przegląd prywatności

Ta strona korzysta z ciasteczek, aby zapewnić Ci najlepszą możliwą obsługę. Informacje o ciasteczkach są przechowywane w przeglądarce i wykonują funkcje takie jak rozpoznawanie Cię po powrocie na naszą stronę internetową i pomaganie naszemu zespołowi w zrozumieniu, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i przydatne.

Ściśle niezbędne ciasteczka

Niezbędne ciasteczka powinny być zawsze włączone, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje dotyczące ustawień ciasteczek oraz prawidłowo wyświetlić naszą stronę.

Analityka

Ta strona korzysta z Google Analytics do gromadzenia anonimowych informacji, takich jak liczba odwiedzających i najpopularniejsze podstrony witryny. Włączenie tego ciasteczka pomaga nam ulepszyć naszą stronę internetową.

Najpierw włącz ściśle niezbędne ciasteczka, abyśmy mogli zapisać twoje preferencje!

Powered by  GDPR Cookie Compliance