Wystawa fotograficzna
luty 2001 r.
Jest w USA jeden taki punkt gdzie krzyżują się granice czterech stanów. Nie wyróżnia się niczym specjalnym oprócz opłaty za możliwość postawienia stopy w Arizonie, Nowym Meksyku, Utah i Colorado. Może też służyć jako punkt orientacyjny, wokół którego niedaleko jak na amerykańskie odległości (po kilkaset mil) znajdują się prawdziwe krajobrazy, częściowo znane z filmów o Dzikim Zachodzie. W licznych rezerwatach i parkach narodowych można zobaczyć widoki, od których mieszkaniec Europy już odwykł. Szokują one skalę zjawisk i barwami od ciemnej czerwieni do głębokiego błękitu. Wielodniowy pobyt wśród niesamowitych formacji skalnych i nieogarnionych wzrokiem przestrzeni przytłacza człowieka psychicznie, a również trochę fizycznie z powodu wysokości ok. 2000 m nad poziomem morza. Gdy już oswoimy się z tymi kłopotami, można starać się znaleźć własny klucz do pełnego zrozumienia otaczającego świata.
Podczas pierwszego pobytu w USA w latach 80-tych zaopatrzyłem się w dożą pokaźną literaturę o tamtejszej fotografii. Fascynowała mnie twórczość Ansela Adamsa – twórcy dzieł fotograficznych o tematyce głównie krajobrazowej. Znalazłem w jego portfoliach obrazy prekolumbijskich budowli, które urzekły mnie swoją tajemniczością.
Po kilku latach mogłem osobiście zmierzyć się z tą fascynującą tematyką. Szczególną satysfakcję sprawiło mi odnalezienie miejsc, z których amerykańscy mistrzowie robili zdjęcia stanowiące obecnie część historii światowej fotografii.
Jesień 1997 r. spędziłem w krainie Indian Nawajo, w potocznym rozumieniu okolicy pustynnej i skalistej. Były takie dni w podróży, że przejeżdżając kilkaset mil nie spotkałem człowieka. Były też przedziwne spotkania. Na przykład w Canyon de Chelly w Arizonie spotkałem parę młodych Indian oglądających stare pueblo. Zagadnąłem, czy mogę ich sfotografować. Wyrazili zgodę, a dziewczyna zapytała, skład jestem. Okazało się, że znała Polskę, gdyż uczestniczyła w warsztatach teatralnych we Wrocławiu. Również indiańscy przewodnicy po bezdrożach rezerwatów wykazywali zrozumienie dla fotografa.
Wystawa ta jest tylko szkicem do ukazania obszaru kilkakrotnie większego od Polski. Wszystkiego pokazać nie można, trzeba coś zostawić marzeniom.
Jan Zych