Wystawa fotografii Roberta Basia
Wystawa czynna: 6 lutego – 2 marca 2003 r.
Pierwszy raz w sposób świadomy zobaczyłem cerkiew w sierpniu 1996 roku. Otóż, jadąc w kierunku Bieszczad, przeczytałem z mapy, że po drodze, w miejscowości Hańczowa znajduje się cerkiew. Skręciłem z głównej drogi i po kilkunastu kilometrach zobaczyłem ją niedaleko od szosy, stojącą pomiędzy drzewami. Pomimo ulewnego deszczu poczułem jej piękno. Jej formę architektoniczną, kolorystykę, a także otoczenie – jakże inne od obserwowanego codziennie miejskiego krajobrazu Krakowa.
Tak właśnie rozpoczęła się moja fascynacja cerkwiami. Podczas tego wyjazdu udało mi się odnaleźć jeszcze kilka wspaniałych świątyń. Niestety, fotografowanie było utrudnione, ponieważ wszystkie otoczone były drzewami, których liście zazdrośnie strzegły trwającego od wieków piękna. Jechałem do Krakowa z niezłomnym postanowieniem powrotu w czasie bardziej sprzyjającym robieniu zdjęć.
Okazja pojawiła się dopiero rok później. W październiku 1997 roku pojechałem na plener w Bieszczady. Jadąc w tamte rejony wiedziałem na co nakieruję obiektyw.
Po plenerze, po obejrzeniu pierwszych, zachęcających rezultatów, poczułem niedosyt. Do tego stopnia, że w krótkim czasie pojechałem ponownie, później jeszcze raz, i jeszcze raz …
Początkowo fascynowała mnie architektura cerkwi. Ich spokojny majestat, sprzyjający wewnętrznemu wyciszeniu. A jednocześnie nieprzemijające trwanie – wbrew żywiołom, przeciwnościom, wbrew burzliwej historii. Podziwiałem również mistrzostwo budowniczych. Zwykłych wiejskich cieśli, którzy tworzyli niezwykłe dzieła. Sprzyjała temu mistyczna atmosfera zwiedzanych miejsc, w których, zdaje się, inaczej upływa czas. Gdzie ludzie żyją w trochę wolniejszym tempie, w kontakcie z naturą, a przez to bliżej Najwyższego.
Moje zainteresowania przesunęły się w kierunku wnętrza. Dosłownie i w przenośni. Zacząłem fotografować cerkwie „od środka”. Ponieważ wymagało to już bezpośredniego kontaktu z gospodarzami świątyń – zacząłem poznawać również ludzi. Byłem zdumiony i – muszę przyznać – zaskoczony ich życzliwością. Jednocześnie prowadzone z nimi rozmowy, pozwoliły mi ich bardziej poznać i zrozumieć.
To co dotychczas było dla mnie wyłącznie architekturą, stało się czymś więcej; urosło do rangi osobistego przeżycia. I dopiero wtedy ośmieliłem się fotografować uroczystości i uczestniczących w nich wiernych. Muszę przyznać, że udział w prawosławnym lub greko-katolickim nabożeństwie pozostawia niezapomniane wrażenie. Podniósł, mistyczną atmosferę tworząc: blask świec, woń kadzidła, śpiew chóru. W takich chwilach zastanawiałem się, czy stojąc z aparatem fotograficznym nie jestem aby intruzem i czy moja obecność nie burzy podniosłej atmosfery.
Przed podobnym dylematem stanąłem w trakcie selekcji wykonanych zdjęć. Oprócz wątpliwości co należy pokazać a co powinno stanowić swego rodzaju tajemnicę, należało pamiętać, że prezentowana wystawa powinna jednocześnie stanowić pewną całość. Spore rozterki budzi już sam tytuł – „Cerkwie”. Wszak na zdjęciach, oprócz cerkwi, zarówno prawosławnych jak i greko-katolickich, znajdują się świątynie pełniące obecnie funkcje kościołów. Jednak zdecydowałem zamieścić ich zdjęcia, ponieważ w zamyśle twórców zbudowano je jako cerkwie i do dzisiaj z zewnątrz a i nierzadko wewnątrz wyglądają jak cerkwie. Jest to również moja prywatna próba powrotu do tego czym Polska i Polacy szczycili się przez całe wieki. Mam na myśli tolerancję i płynącą z niej bezinteresowną życzliwość w stosunku do innego człowieka.
Robert Baś